Obóz Keramika - Zbiornik Hracholusky

TOPlist

Dostawa - Nie tylko plaże Gór Czarnych

Wszystkie artykuły_button

W związku z ogromnym sukcesem ostatniej wizyty w Czarnogórze, postanowiliśmy tu wrócić tym razem z Leonardem mercedesem i postanowiliśmy zobaczyć wszystkie plaże Czarnogóry. Wyruszyliśmy w kierunku Visoko w Bośni i Hercegowinie, bo chcieliśmy zobaczyć, jak postępują prace przy największej piramidzie świata. Piramida Słońca. Po drodze zatrzymaliśmy się w Budapeszcie w ZOO, które jest jednym z mniejszych, ale bardzo ładnych.

https://www.kempy-chaty.cz/sites/default/files/turistika/mapa_slovensko_cerna_hora.png

Do piramidy dotarliśmy w nocy o godzinę później niż planowaliśmy. Na granicy Węgier i Chorwacji celnicy zapewne nie dostali premii, bo ich tempo znudziło nawet ślimaczka. Nawigacja zaprowadziła nas o trzeciej w nocy do centrum miasteczka Visoko, którego wąskie i strome uliczki stanowią problem nawet dla Smarta, a nie pięciometrowego Viano, który wyróżniał się tu niesamowitą Rajdą. Po raz pierwszy musiałem przyznać, że z Mičiną nie byłbym w stanie tego zrobić i dzięki za Mercedesa.

Piramida w zasadzie pozostaje niezmieniona, podobnie jak labirynt w Ravne, gdy pomyślę o liczbie stoisk z pamiątkami, które wyrosły jak grzyby po deszczu. Mówi się, że państwo nie dokłada się do badań w tej dziedzinie, więc działa tutaj tylko dzięki wkładowi, darowiznom i wysiłkowi wolontariuszy.
    
Kolejnym przystankiem był Durmitor, który tym razem postanowiliśmy przekroczyć, gdyż podczas ostatniej wizyty nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Za granicą z Bośnią zgodnie z mapą trzeba było skręcić w lewo, ale obowiązywał zakaz skręcania, więc musieliśmy jechać prosto do granicy Czarnogóry, gdzie celnik wyjaśnił nam, że musimy przekroczyć granicę do wewnątrz, a następnie natychmiast ponownie wyjdź, aby dotrzeć do drogi, którą chcieliśmy. Przynajmniej nie sprawdzili nas przy wyjściu.

rzeka Tara Czarnogóra

Po chwili ścieżka prowadzi do zjazdu do klasztoru na wzgórzu, z którego roztacza się piękny widok na rzekę Tarę. Droga, początkowo bardzo nudna, prowadzi do kolejnych obozów flisackich, gdzie na kamienistych drogach musieliśmy zdać sobie sprawę, że mieliśmy tu być z Mičiną, a nie na niskim mercedesie. Na szczęście droga zmieniła się na nowy asfalt i pięknie wiła się przez okolicę.

https://www.kempy-chaty.cz/sites/default/files/turistika/durmitor_cerna_hora_kempovani.jpg

Wrażenie psuło tylko to, że było pochmurno. Wieczorem dotarliśmy do Trsi, czyli mini osady, w której spaliśmy po raz ostatni i z niecierpliwością czekaliśmy na starą, obskurną restaurację, w której fantastycznie gotują. Bardzo rozczarowujące, grill został ulepszony z zewnątrz i wewnątrz, a jedzenie i ceny też są inne niż pamiętamy.

Zatem rano zjedliśmy w samochodzie i ruszyliśmy w stronę Zabljaka przez Durmitor. Ponieważ przez całą noc padał deszcz, cały Durmitor był pokryty mgłą, a skał prawie nie było widać. Graliśmy w koszykówkę, ponownie przemyśleliśmy nasz pierwotny plan pobytu tutaj na co najmniej trzy dni i udaliśmy się do Kotoru.

Do Kotoru dotarliśmy wieczorem, gdyż na drodze do morza są tylko 50 i 60 km ograniczeń, co wskazał nam patrol, który zmierzył 83 km/h, ale obeszliśmy się jedynie dzięki uściskowi dłoni i ostrzeżeniu że powinniśmy zapiąć pasy i jechać wolniej. Prawie jak na Słowacji. Zatoka Kotorska jest piękna, podobnie jak miasto Kotor, które przypomina mi miasto Trogir. Do dominującej fortecy prowadzi 1350 schodów prowadzących na stromą półkę skalną wysoko nad miastem, a ja odbyłem niezły trening z Leonardo na ramionach.

Nasze wrażenia psuł jedynie powtarzający się deszcz. Nocowaliśmy w centrum miasta, że ​​tak powiem, w porcie, jakieś pięć metrów od morza. Więc zaspali. Wcześniej nie spaliśmy całą noc, bo była taka burza, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy, a rano w mieście doszło do nieszczęścia i załamania ruchu na skutek błota wyrzuconego z gór.
Po obiedzie przenieśliśmy się na zewnętrzny półwysep Zatoki Kotorskiej z zamiarem spędzenia nocy na jednym z kempingów, zwiedzania jaskiń nad morzem i nurkowania. Kempingi były całkiem ładne, zwłaszcza kemping Veslo, ale wszystkie były puste i jeszcze nieczynne, więc objechaliśmy cały półwysep i pojechaliśmy do Budvy na Słowacji. Nocowaliśmy na parkingu plaży Jaz niedaleko bagien, więc przez całą noc śpiewały nam żaby, a w oknach musieliśmy założyć moskitiery i po raz pierwszy skorzystać z lampy ultrafioletowej. W nocy miejscowa młodzież rozbiła obok nas trzy namioty, więc szliśmy dalej, bo było głośno.

Gad jazzowy

Następna noc była znacznie lepsza. Znaleźliśmy parking dziesięć metrów od plaży Česká, a miejsce pod drzewami chroniło nas nawet w ciągu dnia. Choć z tym słońcem nie było jeszcze chwały. Budva oferuje morze rozrywki dla najmłodszych, od dmuchanych zamków, gokartów po karuzele. Wszystko za podobne ceny jak u siebie, więc komfort.

Pewnego pochmurnego dnia pojechaliśmy zobaczyć jaskinię w Cetinje, ale załamanie ruchu wokół Budvy spowodowane naprawą drogi, a następnie całkowite zamknięcie drogi z powodu zburzonej drogi uniemożliwiło nam to. Próbowaliśmy go ominąć, ale i tutaj droga i domy zostały zburzone.

Odłożyliśmy więc to na później i zarezerwowaliśmy rejs statkiem z nurkowaniem do wraku. Skończyło się nurkowaniem w jaskiniach przy słabej widoczności, ale tego można było się spodziewać po deszczach.

Wypróbowaliśmy jaskinię następnego dnia i spędziliśmy w sumie pięć godzin, czekając, dlatego polecam unikać dużych zakrętów na drodze między Budvą a Citinje. Remontują drogę na dwóch odcinkach i jest ona dobrze zorganizowana. Wypuszczą cię przez jeden, a przed drugim będziesz musiał spędzić dwie spokojne godziny w oczekiwaniu bez możliwości ucieczki, bo w międzyczasie zamkną też drugi odcinek i nie będziesz miał jak się stamtąd wydostać. Droga tam trwała półtorej godziny i w drodze powrotnej pytaliśmy, czy jest zamknięta, ale oczywiście informacja, którą otrzymaliśmy, była nieaktualna. Jak mówię, jeśli widzicie na tej trasie jakieś naprawy drogowe, lepiej natychmiast zawróćcie. Jaskinia Lípa była piękna i oferuje również możliwość zwiedzania speleologicznego dla wymagających, z czego ze względu na Leona nie mogliśmy skorzystać, ale wyglądało bardzo kusząco, więc zdecydowanie polecam.

Lipska pecina

Wieczorem zakotwiczyliśmy na małej, zapomnianej piaszczystej plaży, gdzie był też bezpłatny parking, więc tu spaliśmy, a kolejny dzień spędziliśmy tarzając się w falach. Po drodze zatrzymaliśmy się także w Bečiču, jednak plaża miejska nie zrobiła na nas wrażenia.

Następnego dnia, po krótkim postoju w Světem Štefanů, które jest piękne, ale bardzo drogie w tej okolicy, postanowiliśmy pojechać na jedną noc do obozu. Musieliśmy wyprać rzeczy Leo i naładować akumulatory w samochodzie, ponieważ przez ostatnie pięć dni nie wykonywaliśmy długich przeprowadzek i kończył nam się czas na naładowanie baterii. Zatrzymaliśmy się na pierwszym kempingu przy drodze Crvena glavica. Miejsca parkingowe są piękne, ale usługi socjalne to katastrofa, daleko od plaży, sklepu Wi-Fi czy pralki. Odejdź szybko. Następny kemping na mapie wyglądał, jakby znajdował się tuż przy plaży za Petrovacem. Na szczęście podczas nawigacji znak pomylił nas z innym kempingiem, więc zamiast do katastrofy, dokąd pierwotnie zmierzaliśmy, wylądowaliśmy na bardzo ładnym kempingu Meslina. Na terenie obozu bezpłatne Wi-Fi, pralka za opłatą 4 euro, a ponieważ zostaliśmy na dwie noce, zostawiliśmy też prąd za 30 euro. Nieźle jak na naprawdę ładny i czysty kemping. Niedaleko kempingu znajduje się plaża, ale przeszliśmy przez wzgórze na inną. Ma na imię Lučice i jest naprawdę piękna i stworzona dla dzieci, których jest tu około miliona, a po południu przyjechały tu trzy przedszkola.

Gad Lucice

Następną noc spędziliśmy na parkingu tej plaży wraz z jedną polską parą Viano i jedną rosyjską parą. Oboje przyszli wieczorem zapytać nas, czy mogą tu spać, jakbyśmy wiedzieli. W ciągu dnia wybraliśmy się na spacer po pobliskim miasteczku Petrovac, które jest w zasadzie po prostu deptakiem wzdłuż plaży z kilkoma sklepami i restauracjami, ale poza tym nie ma tu nic. Cóż, przepraszam, jedna wieża obserwacyjna nad morzem, gdzie wszyscy chodzą robić zdjęcia, więc oczywiście my też. Spaliśmy w pobliskim lesie, gdzie wieczorem prawie zjadły nas komary, ale poza tym było pięknie.

Zabawa MB Viano

Następny ruch skierował się do Sutomore. W tej miejscowości znów jest deptak i plaża miejska, ale poniżej zaczyna się to, na co czekaliśmy od początku. Jest Złote Wybrzeże, bo jest złoty piasek, ale jest prywatne, więc my tam nie dotarliśmy. Poniżej znajduje się parking w lesie przy drodze, a niedaleko znajduje się mała piękna nudna plaża, a nieco dalej plaża Czerwona, ponieważ ma czerwony piasek. Wreszcie piękne miejsca bez tłumów.

Plac Czerwony

W oddali zobaczyliśmy złote dachy, więc postanowiliśmy popatrzeć. Jest jeszcze niedokończona, piękna cerkiew w mieście Bar, gdzie jest oczywiście także plaża miejska, ale co nas zaciekawiło, to to, że nagle wygląda inaczej, jakby bardziej egzotycznie.

Decyzja była jasna, aby przesunąć ją jeszcze dalej na południe, do Ulcinja. Po drodze piękne małe plaże i samo miasto, bardzo ładne murki na wzgórzu z restauracjami, gdzie ceny są znacznie niższe niż dotychczas.

Oczywiście jest jeszcze plaża miejska o nazwie Malá. Miasto jest bardzo przyjemne, a na wzgórzu nad miastem znajduje się stara twierdza, która obecnie służy turystom jako hotel i restauracja.

Ponieważ jesteśmy chciwi, pojechaliśmy jeszcze dalej na południe, do Wielkiej Plaży. Jest naprawdę nieskończony i w całości wykonany z drobnego piasku. Póki co prawie nic nie było otwarte, a kemping Safari, na którym zaparkowało wielu Niemców z kamperami, jakoś nie przekonał nas, że powinniśmy zapłacić za niego 20 EUR, podobnie jak za domek mobilny, gdy dysponujemy tylko małym vanem. Wifi było tylko w recepcji. Przenieśliśmy się na pobliski parking i spaliśmy dziko pod drzewami. Nikt tu jeszcze tego nie rozwiązuje, bo po prostu przygotowują się do sezonu.

Duży gad

Rano zobaczyłem w oddali na plaży kilku kiterów i od razu serce zaczęło mi bić mocniej, czy mogłem się wybrać na przejażdżkę. Niestety na obozie Safari nie mieli ani wypożyczalni, ani szkoły. Jednak po południu na końcu plaży pojawiła się duża liczba wielorybów, więc zdecydowaliśmy się tam zajrzeć. Plaża nazywa się Casablanca i Austriacy mają tam ławicę wielorybów.

kitesurferów Czarnogóra

Umówiłem się, że następnego dnia przyjadę na przejażdżkę, jeśli wiatr będzie sprzyjający. Nocowaliśmy bezpośrednio w Ulcinj, niedaleko plaży Aquarius, która jest wykuta w klifie.

Niestety następnego dnia wiał wiatr od wybrzeża, co nie jest najodpowiedniejsze, więc z kitingiem nie było co, więc poranek spędziliśmy na plaży w Ulcinju, a popołudniu przenieśliśmy się do klasztoru Ostrog.

Który jest wyryty w skale wysoko nad otaczającym krajobrazem. Na krętej drodze doświadczyliśmy burzy gradowej, ale przynajmniej ochłodziło się z 36 stopni do bardziej akceptowalnych 25 stopni. Klasztor jest niewielki, ale warto tu przyjechać, żeby zobaczyć, jaki widok tu roztaczają. Nasza podróż powoli zmierzała do domu, jednak postanowiliśmy zatrzymać się w Durmitorze, gdy po drodze pogoda nam nie sprzyjała i znaleźliśmy fajne miejsce do spania z widokiem na strome ściany Durmitoru.

Jeszcze nawet nie poszliśmy spać, a było już blisko, a stanie z samochodem na otwartym płaskowyżu podczas burzy nie wydawało się najlepszym pomysłem, więc znowu opuściliśmy Durmitor i przenieśliśmy się nad Black Lake.

Rano powietrze było świeże po burzy, więc założyliśmy łyżwy, maluch wsiadł na rowerek i pojechaliśmy nad Jezioro Czarne. Po wcześniejszym doświadczeniu zabraliśmy też buty na zmianę, aby móc spacerować po jeziorach. Spacer jest fajny, o ile znowu nie złapała nas ulewa i nie zmokliśmy jak myszy. Durmitor w ogóle nie chciał nam w tym roku zapewnić ładnej pogody.

Crno jazz

Po obfitym lunchu udaliśmy się do domu przez Durmitor, gdzie zabraliśmy także autostopowicza z Ukrainy, który źle zjechał z trasy i auto miało ok. 5 km po asfalcie, czego bardzo nie chciał. Tym razem skręciliśmy w grupie w lewo i przeszliśmy przez niezliczone rzeźbione tunele aż do rzeki Piva i jej jeziora. Są tam niesamowite widoki, których nie widzieliśmy, gdy szliśmy tu cztery lata temu, bo wtedy szliśmy tym odcinkiem nocą.

Jezioro Piwsko

Dalsza część wycieczki była już rutynowa i przeciągnęliśmy ją aż do Budapesztu, gdzie spędziliśmy noc przed centrum handlowym, w którym znajduje się Tropikarium, bo obiecaliśmy Leonardo, że nadal będziemy oglądać rekiny. Z Budapesztu.

To był krótki skok do domu i po południu po 16 dniach pomyślnie dotarliśmy do Rużomberka.

Kto byłby zainteresowany obejrzeniem wszystkich plaż, które odwiedziliśmy i chciałby poznać ich dokładną lokalizację, oto plik KMZ i CSV ze zdjęciami do nawigacji do pobrania. Wszystkie punkty POI są wyświetlane na górze mapy.

Plaże Czarnej Góry

 

INNE WYŻSZE ARTYKUŁY

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz

CAPTCHA
To pytanie jest do sprawdzenia, czy jesteś człowiekiem, a nie spamowi.
4 + 5 =
Rozwiąż prosty przykład matematyczne i wpisz wynik. Np.. dla 1 + 3 wkładki 4.

POLECAMY !!!

Ebook 2024 - zniżki na przyczepy kempingowe i namioty


Camping Karolina - region Pilzno


https://www.kempy-chaty.cz/sites/default/files/novinky/kempy_a_turistika_-_facebook2.jpg


 



CIEKAWE ARTYKUŁY